Mam słabość do Redemption Arc. Zwłaszcza, jeśli mówimy o rodzeństwie. I o próbowaniu odkupić za swoje złe czyny. A ponieważ bingowałam TOH w ferie zimowe, miałam tylko kilka minut na nienawidzenie Lilith, nie kilka miesięcy dni.
"Bad Coffee" to jeden z moich ulubionych odcinków. To świetna analiza charakterów nauczycieli, bardzo pomagająca w rozwoju postaci. (I tak, do nauczycieli zaliczam też Stricklera)
To duży krok w rozwoju wielu postaci, jednocześnie rozwiązuje konkretne wątki fabularne i stawia nowe problemy. Blinky dowiaduje się o dodatkowych treningach Jima, które ten ma ze Zmiennokształtnymi. Jim staje przed problemem: czy jego człowieczeństwo będzie siłą, czy przeszkodą w walce z Gunmarem? (co jak wiadomo Merlin weźmie bardzo dosłownie, kiedy spróbuje owy dylemat rozwiązać) A Strickler postanawia spróbować jeszcze raz z Barbarą. I nawet jeśli lubię ten paring to jednak mam wrażenie, że pod koniec serii za szybko się zeszli.
Fabuła jest bardzo prosta, ale to świetnie się sprawdza pod fabułę bardziej skupioną na postaciach i emocjach. Trochę tylko żałuję, że nie ma w tym odcinku Claire, ale potrzebowała trochę przerwy od szkoły dla zdrowia... no i koniec końców nie wpisywałaby się tak dobrze w cały odcinek.
Absolutnie nie rozumiem decyzji colonel-jak-je-tam na to, żeby sprzymierzyć się z Morando.
Ta kobieta ściga kosmitów, którzy rozbijają się na Ziemi - skoro wszyscy nienawidzą tej planety i nikt by nikogo tam nie szukał, to czemu ktokolwiek miałby tu przylatywać i zostawać, jeśli nie dlatego, że się rozbił? - i nie mają jak stąd uciec od dekad. Ściga bezbronnych kosmitów i uchodźców. Ściga tych, którzy są tu praktycznie uwięzieni. I robi to bez zadawania pytań. W między czasie zdążyła nawet współpracować z Ają i Krelem nad uratowaniem planety.
Dlaczego do licha miałaby się sprzymierzać z jakimś randomowym kosmitą, który nie jest nawet na planecie tylko po to, by dostać technologię? Ona dosłownie zaprosiła kosmitę, o którego przynależności i lojalności nie miała pojęcia, żeby dostać technologię i pozbyć się z planety kosmitów, którzy już udowodnili, że chcą ją uratować i mają dostęp wiedzę o podobnym sprzęcie.
Jej akcje to dosłownie "Potrzebujemy przewodnika dla Morando i jakichś innych złych, którzy będą Angorem i Gunmarem w finale tego serialu" w wykonaniu scenarzystów. Oczywiście, tylko kiedy pominiemy fakt, że Morando ma emocjonalny ładunek Gunmara jako złoczyńca, mimo, że jest ostatecznym przeciwnikiem jak Morgana, a to generał jest dodatkiem na ostatnią chwilę.
Okej, ale dlaczego Varvatos w ogóle odmówił treningu Aji i powtarzał, że to nie dla księżniczek? Wiemy przecież, że Królowa była badassem w walce. Jeśli jej matka mogła walczyć, to dlaczego Aja nie? Dlaczego to zostało w ogóle wprowadzone i pominięte? Bo nie wydaje mi się, żeby to kiedykolwiek później wróciło!
Jeszcze raz, dlaczego finał 3Below to walka na Ziemi z wielką nie-godzillą zasilaną legendarnym sercem boga, a nie bunt przeciwko dyktatorowi, który ukradł tron na Akirydionie? Rewolucja, która i tak miała miejsce w kanonie? W tym samym czasie co finał?
Zakochałam się ostatnio w kredkach bezdrzewnych XD Nie nadają się za nic do realizmu, ale ja nigdy sobie nie radziłam z realizmem najlepiej, więc mi to pasuje.
Po lewej rysunek w kredkach bezdrzewnych, po prawej - kredkami akwarelowymi. Obie od tej samej firmy.
Koniec końców finał 3Below podobał mi się znacznie bardziej niż Trollhunters.
Miałam więcej przywiązania emocjonalnego do walki ze złoczyńcami budowanymi jako zagrożenie od początku serialu. Pożegnanie z rodzicami Aji i Krela było naprawdę smutne i łamało mi serce, bo spędziliśmy dwa sezony próbując ich uratować. Nawet sztuczna śmierć nie była aż tak denerwująca.
Ale Trollhunters to lepszy serial. Jest bardziej spójny jeśli chodzi o ton, fabuła jest budowana przez cały czas, nawet jeśli nagle następują zmiany w scenariuszu czy zwroty akcji, to są dobudowywane do tego, co było ustawiane w poprzednich odcinkach i sezonach. Nawet jeśli ostatecznie to nie wychodzi najlepiej.
I to trochę łamie mi serce, bo 3Below był serialem, który mnie wprowadził do tego uniwersum. Re-watchowanie go i zdanie sobie sprawy jak dużo błędów popełnił i że mimo wszystko wypada gorzej niż Trollhunters jest dla mnie naprawdę bolesne.
Na mangę trafiłam zupełnym przypadkiem i przeczytałam tylko to, co było przetłumaczone na polski... jakieś trzy lata temu. Wtedy Stone Wars się nawet na dobre nie zaczęły, nie mówiąc już o tym co było przetłumaczone. Wróciłam do oryginału dopiero po tym, jak skończyłam pierwszy sezon, więc to nie tak, że znałam mangę na pamięć kiedy podchodziłam do animacji. Ale też nie zaczynałam serii kompletnie na świeżo.
Ok, tyle jeśli chodzi o wstęp. Jeśli chodzi o anime, to na początku byłam trochę zawiedziona. Przez pierwsze kilka odcinków miałam wrażenie, że strasznie pędzą z fabułą i pomijają jakieś elementy, ale to prawdopodobnie był mój sentyment do mangi.
Pierwszy sezon pokrył jakieś 60 rozdziałów, ale nie było tego za bardzo czuć. Tempo opowiadania historii koniec końców okazało się świetnie pasować do anime, a reżyser podjął kilka naprawdę dobrych decyzji. Na dodatek seria całkiem nieźle oddała kreskę Boichi’ego, którą po prostu uwielbiam.
Dla mnie jednak najlepszą częścią anime jest muzyka. Muzyka to zazwyczaj najbardziej oryginalna część anime. To także oznacza, że cała odpowiedzialność za muzykę spada na studio i osoby pracujące przy serii. Mangi i nowelki nie zawierają gotowej ścieżki dźwiękowej, ani nawet żadnych sugestii, w przeciwieństwie do wielu innych elementów serii. Muzyka nadaje scenom określonego tonu, podkreśla to, co dzieje się na ekranie oraz emocje, które mają być przekazane. Świetna muzyka może sprawić, że nawet kiepskie sceny wypadną dobrze, a zła może zniszczyć nawet najbardziej emocjonalne momenty. Dlatego właśnie tak bardzo uwielbiam, co dzieje się z adaptacją Dr Stone. Muzyka świetnie wpasowuje się w sceny, cały soundtrack jest wykorzystywany jak dla mnie perfekcyjnie.
Wiem, że sama muzyka nie wystarcza, żeby scena była dobra. Nawet najlepsza muzyka nie naprawi okropnej animacji czy rysunków (chociaż na pewno pomoże) Jednak bardzo, bardzo rzadko zdarza się, że animacja jest aż tak słaba, żebym to zauważyła, a przeciętnej, dobrej i świetnej za nic nie odróżnię. Dlatego muzyka jest dla mnie ważniejsza.
Musiałabym się naprawdę wysilić, żeby znaleźć coś nie tak z tą serią. Anime to połączenie dobrych i świetnych elementów, które razem działają perfekcyjnie. Nawet ten filler na pół odcinka na początku drugiego sezonu był znakomity: pomógł zachować płynność historii oraz bardziej emocjonujące zakończenie, a na dodatek wpasowywał się w fabułę. To jedno z moich ulubionych anime i jedno z lepszych, jakie widziałam. To, co studio robi z tą adaptacją naprawdę mi się podoba i mam nadzieję, że utrzymają wysoki poziom!
Bardzo lubię Staje, ale VarvatosXNancy to wciąż mój ulubiony paring z 3Below
Moje pierwsze wrażenie o Ebisu to było coś w stylu “Im chyba brakuje piątej klepki”. W końcu kto normalny śmiałby się z braku wody i jedzenia, czy żartował z tego, jak to im wszystkim grozi śmierć głodowa?
I to mogłoby mieć sens. Chyba? Wioska ludzi, którzy z głodu i rozpaczy wręcz oszaleli i teraz jedynie się śmieją, i ze wszystkiego żartują.
A prawda o Ebisu okazuje się jeszcze bardziej tragiczna. Jeszcze gorsza. I kiedy przypomniałam sobie skąd kojarzę nazwę Ebisu, coś się we mnie złamało. Za każdym razem kiedy patrzyłam na te uśmiechnięte twarze, czułam jakiś wewnętrzny ból i smutek.
One Piece to jedyne dzieło kultury, które może sprawić, że widzisz uśmiechnięte twarze pozytywnych postaci i masz ochotę płakać. A Oda jest chyba jedynym autorem, o którym po zrobieniu czegoś takiego pomyślisz “O, czyli teraz coś takiego się dzieje”, a nie “WTF?”
Wciąż próbuję się ze wszystkim ogarnąć, nie mam pojęcia co robię i szukam po drodze.
369 posts